sobota, 19 marca 2016

ROZDZIAŁ VI - Wyjec, Prorok i Sowa z Hogwartu


Od pamiętnej wizyty w Ministerstwie Magii minął tydzień. Hermiona chcąc nadrobić lata które minęły jej bez brata, spędzała z nim prawie każda chwilę, co strasznie irytowało Rona. Przed bitwą o Hogwart zostali parą, a teraz dziewczyna nie miała dla niego nawet minutki.
- Stary, kiedy ona przestanie się do niego kleić jak do wora z cukierkami? - burknął obrażony rudzielec.
- Weź się postaw w jej sytuacji. - Harry próbował wyjaśnić przyjacielowi sprawę, na spokojnie.
- Próbuje, ale dalej nie widzę do czego zmierzasz. - Weasley oświadczył zmieszany
- Chyba zostaje mi metoda dla wyjątkowo opornych. - mruknął do siebie Potter – Ron wyobraź sobie coś takiego: Przez kilkanaście lat żyjesz w przekonaniu że jesteś jedynakiem ... 
- Jak na razie łapie – wtrącił rudy.
- … Potem przez przypadek odkrywasz że to było jedno wielkie kłamstwo, i dowiadujesz się że masz rodzeństwo, a ilu – mniejsza o to.
- Chyba miałbym tak samo, ale w tym przypadku jakoś to nie może do mnie dotrzeć. Przez ostatni miesiąc myślałem, że to po prostu będzie kumpel z drugiego końca świata. A tu taka heca – przez przypadek poznałem przyszłego szwagra. - Ron wygłosił monolog, jak na niego wyjątkowo długi.
- Nie chwal dnia przed zachodem słońca, stary. W końcu to jakiś starożytny ród arystokratyczny, a wiesz, że u takich bywają naprawdę dziwne odchyły od normy. - czarnowłosy wylał na piegusa kubeł zimnej wody.
- Zdefiniuj normę, kochaneczku. - chłopaki usłyszeli zza siebie głos pani Weasley, która właśnie wyszła poszukać swojej najmłodszej latorośli.
 W tym samym czasie kiedy Ron marudził na brak uwagi ze strony swojej dziewczyny, jego siostra wraz z japonkami kończyły knuć zemstę na Aries, za odebranie im ich ulubionej rozrywki – mini powieści ukazującej się w „Żonglerze”, której autorką była ofiara wspomnianego żartu. Jego pierwszym etapem miał być wyjec (lub kilka) który aktualnie uprzykrzał poranek Krukonce. Jego treść brzmiała następująco:

ARIES!!!
 Ty Krukoński leniwcu. Jak mogłaś tak zawieść swoich czytelników. Gdyby nie Twoja powieść, kilka lat temu pewnie nikt by nie pomyślał że można czytać „Żonglera”. Teraz tam, gdzie można się spodziewać Twojej rubryki, był jakiś mało ambitny artykuł Ralpha Scamandra. Jeśli to był tylko błąd redakcyjny w kolejce do druku, mogę Ci wybaczyć, natomiast jeśli to było z Twojej winy i nie oddałaś rozdziału lepiej naucz się czegoś przeciw moim upioro-gackom.
 Ginny

Tymczasem w Hogwarcie, Minerwa McGonagal rozważała dylemat, kto powinien zostać prefektem naczelnym. Oczywiście pierwszą kandydatkę na prefekta miała już pewną tylko musiała wysłać odznakę. Była to oczywiście Hermiona, która zaraz po zakończeniu bitwy poinformowała ją, że razem z chłopakami ukończą ostatni rok nauki - choć ci drudzy, dopiero po solidnej dawce argumentów i przekonywań w wykonaniu przyjaciółki. Na drugiego prefekta naczelnego miał iść któryś ze ślizgońskiego trio – Malfoy, Zabini lub Nott. Ze względu, że Nott został wyznaczony na wymianę studencką z Shino, a Malfoy zajmował pozycję kapitana drużyny w quiditchu wybór w końcu padł na Zabiniego. Z tym chłopakiem nigdy nie było problemów jeśli chodzi o naukę, ale ze względu na specyficzne poczucie humoru objawiające się niewybrednymi kawałami wybór był dość nieoczywisty. Wypisywanie papierów przerwało pojawienie się sowy z Prorokiem Codziennym. Po odebraniu gazety dyrektorce rzucił się w oczy artykuł z pierwszej strony.

 Hermiona Granger, nie jest tym za kogo ją uważaliśmy! 
Według potwierdzonych informacji z Ministerstwa, a konkretniej biura aurorów i tamtejszego wydziału do spraw magicznego fałszowania tożsamości, najbliższa przyjaciółka Złotego Chłopca jest tak naprawdę porwaną przed szesnastoma laty, córką głowy klanu Shiba ( jednego z pięciu najpotężniejszych japońskich czystokrwistych klanów) - Ishina Kurosakiego, którego syn, a brat bliźniak dziewczyny w tym roku będzie uczestniczył w wymianie międzynarodowej przeprowadzanej między Hogwartem, a Akademią magii i sztuk duchowych w Shino. 
R. Skeeter

Widząc artykuł, sędziwa pani profesor postanowiła zweryfikować go. Wiedząc że artykuły pisane przez tę wiedźmę często dość znacznie mijają się z prawdą. Nie wiele myśląc wysłała do Zabiniego sowę z odznaką, tę przeznaczoną dla swojej ulubionej uczennicy schowała do torebki. Udała się do kominka i wchodząc w zielone płomienie zawołała: „Nora”. Wychodząc w salonie Weasleyów wpadła na Molly, która właśnie wychodziła z praniem.
- Witaj Minerwo! Co cię do nas sprowadza? - Spytała zszokowana kobieta.
- Witaj Molly. Gdzie są dzieciaki? Tak właściwie to do nich mam sprawę. - odpowiedziała starsza z wiedźm.
- Co zmalowali tym razem? - pani Weasley wolała spytać na wyrost
- Oni nic, ale chce wiedzieć czy w tym artykule „Proroka” jest chodź ziarnko prawdy. - Mówiąc to Minerwa wyciągnęła dzisiejszą gazetę.
- Mówisz o tym, według którego Hermiona jest dziedziczką klanu Shiba? Tym razem Skeeter nie przekręciła faktów nawet o cal. - Molly uprzedziła serię pytań koleżanki. - Hermiona jest w ogrodzie, stara się nadrobić te wszystkie lata kiedy była oddzielona od brata.

- Dziękuje. Mam nadzieję że to nie wpłynie zbytnio na Hogwart. - McGonagal wolała nie przedłużać bardziej niż to konieczne. Wychodząc do ogródka Minerwa natknęła się na Harry'ego, Rona, Ginny i ekipę z Japonii odbywających trening Zanjutsu. Aktualnie odbywał się sparing między Rukią a Hermioną. (Dziewczyny były szybkie, ale Harry'emu i Ichigo nikt nie mógł dorównać.) Szmaragdowooka szybko dostrzegła dyrektorkę i przerwała starcie.
- Pani profesor, co za miła niespodzianka. W czym możemy pomóc? - zapytał Potter zanim szatynka zdążyła podejść z „ringu”
- Słyszałam o tej aferze, że Hermiona jest czysto krwista itd. Muszę wszystko zweryfikować zanim poprawie jej papiery. - McGonagal od razu przeszła do sedna.
- Chwila! Skąd pani to wszystko wie? Przecież jeszcze nie wysyłałam do pani sowy.- To że Hermiona zmieniła nazwisko wcale nie zmieniło tego, że gdy się denerwuje to zadaje strasznie dużo pytań ( właściwie w ogóle dużo gada). Prorok wyciągnięty z torebki Dyrektorki Hogwartu stanowił wystarczającą i dosyć jednoznaczną odpowiedź.
- Hermiono masz jeszcze ten środek na robale, który sporządziłaś po turnieju Trójmagicznym? - zapytał brunet kończąc artykuł z pierwszej strony.
- Co tym razem Skeeter zmalowała? - zapytała dziewczyna 
– Mówiłaś, że chcesz zrobić wielkie wejście w Hogwarcie, a ona ci cały plan rozwaliła. - poinformował ją Ron, który odebrał od Pottera gazetę.
Rozmowa ciągnęła się jeszcze dość długo zanim McGonagal przystąpiła do sprawy w jakiej przyszła.

Tymczasem w Malfoy Manor. Dochodziła godzina dziesiąta, gdy Draco raczył się obudzić. W okno stukał puchacz dostarczający Proroka Codziennego. Odebrał od ptaka przesyłkę, a po zapłaceniu udał się do łazienki by wyszykować się. Następnie zszedł na śniadanie. To, co zastał w jadalni porządnie nim wstrząsnęło. Jego rodzice (Lucjusz wydał kilku ukrywających się Śmierciożerców, dzięki czemu uniknął Azkabanu. Zostało mu jedynie zasądzone zapłata znacznych odszkodowań i reparacji dla swoich ofiar) siedzieli nad egzemplarzem Proroka oraz listem od znajomego Malfoya Seniora, pracującego w biurze Aurorów, czytali obydwa teksty po raz któryś z kolei z wyraźną nadzieją doszukania się bardzo drobnego napisu: „To był ŻART”. W pewnym momencie młodszy z mężczyzn nie wytrzymał i zapytał:
- Ojcze? Matko? O co chodzi? Dlaczego wyglądacie co najmniej tak, jakby właśnie przed chwilą Pottera mianowali nowym Ministrem Magii?
- Synu, mianowanie wcześniej wspomnianego pupilka czarodziejskiego świata Ministrem nie byłoby nawet w dziesiątej części tak straszne, jak to czego się właśnie dowiedzieliśmy. - Narcyza postanowiła ostudzić zapal syna do żartów.
- Ciekawe co może być gorsze? - stalowooki nie dawał za wygraną
- To że przez siedem lat bez przerwy obrażaliśmy dziedziczkę rodu starszego niż rody założycieli Hogwartu razem. Ty miałeś w tym największy wkład, przez cały swój pobyt w Hogwarcie. Obrażałeś od szlam spadkobierczynię Księżycowej gałęzi klanu Shiba. - Wyjaśnił Lucjusz synowi.
- Znam wszystkie rody w Brytanii, a nigdy... - Fretka chciał dołożyć swoje trzy knuty, ale przerwała mu Narcyza:
- Klan Shiba pochodzi z Japonii, a jego Księżycowa gałąź to ród Kurosaki.
- Kurosaki? Kurosaki? Coś mi mówi to nazwisko, tak się nazywał ten obrońca szlam, który nie pozwolił mi się zemścić na Granger miesiąc temu na Pokątnej. - Draco głośno myślał
- Synu, Granger jest właśnie ta osobą o której mówiliśmy. Według mojego znajomego, była obłożona całą stertą klątw stosowanych przy porwaniach. Całkowicie zmieniono jej wygląd, zablokowano zdolności i wiele jeszcze innych. Gdyby Ishin Kurosaki się dowiedział, że chciałeś zrobić jej krzywdę Ród Molfoyów by wygasł w tym samym momencie. - Lucek był naturalnie dość blady, ale to co powiedział mu jego syn sprawiło że zbladł jeszcze bardziej.
- Ojcze, przecież to niemożliwe żeby ktoś mógł być potężniejszy niż nasz ród – puszył się Draco.

- Tyle że RÓD nigdy nie będzie potężniejszy niż KLAN. Nawet doliczając wpływy Blacków to przy Shibach zawsze będziemy jak mrówka przy smoku. - zasępiła się Narcyza. Draco nie czekał na więcej, a zmartwienie spotęgowane dość obrazowym porównaniem matki, która nie zwykła przesadzać sprawiło że stracił apetyt. Poszedł z powrotem do swojego pokoju, zawołał swojego puszczyka i napisał list do swoich dwóch najlepszych kumpli: Zabiniego i Notta. Potrzebował wylać na kogoś swoje zmartwienie, a ta dwójka i odpowiednia ilość ognistej była istnym balsamem na jego duszę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz